Macierzyństwo, odzieżowy misz-masz

Na indywidualną wystawę Anny Marii Brandys „Żyj (sz)Matko!” trafiły wielobarwne obiekty o organicznych kształtach, w których artystka odnosi się do nie zawsze łatwego doświadczenia bycia matką i opieki nad małymi dziećmi. Są to prace dotyczące określonego czasu, zawierające pozornie hermetyczne treści. Wyrażone zostały jako mikrohistorie, podane w formie rysunków, haftów, czy wyszytych tekstów, stanowiących cytaty z codziennych (a jednak z jakiegoś powodu pamiętnych) interakcji. W obiektach traktowanych jako koncepcyjnie spójny projekt, serię prac ze swoistą narracją, Brandys wyraża w sposób zgoła niecodzienny i zaskakujący idee ekologii, krytykę nadprodukcji w przemyśle odzieżowym (potocznie można by to określić bezmyślnym przemiałem materiału), a przede wszystkim – nie zawsze łatwe do zrozumienia osobom postronnym doświadczenie macierzyństwa, przeżywanego przez nią jako kobietę i artystkę. Zalicza się do tego, rzecz jasna, również i specyficzne doświadczenie macierzyństwa w Polsce.

Dla Brandys macierzyństwo okazało się z jednej strony przeżyciem znacznie ograniczającym, czy czasem wręcz uniemożliwiającym tworzenie, a z drugiej zaczęło stanowić nieoczekiwane źródło inspiracji do podejmowania nowych tematów, eksperymentowania z formą czy wreszcie angażowania własnych dzieci do interakcji, a dzięki temu – symbolicznego powrotu do czasów dzieciństwa, tj. związanego z tym okresem, innym od dorosłego postrzegania i przeżywania świata.

Jak artystka mówi w materiale wideo, który zapowiada ekspozycję:

Projekt „Żyj (sz)Matko!” jest inspirowany codziennymi doświadczeniami. Do jego realizacji zaprosiłam moje córki – Marysię i Zosię. Poszukiwałam w sobie dziecięcej ciekawości wobec kolorów i kształtów, ale uznałam, że najlepszym wsparciem będą one, które mają w sobie tę ciekawość w dużych pokładach – i zaprosiłam je do współuczestnictwa. Pracowałyśmy równolegle: ja haftowałam, a one rysowały, kolorowały, gryzmoliły, nanosiły swoje bazgroty na moje obiekty.[1]

Obiekty, które zostały wykorzystane na wystawie, powstały już wcześniej. Pierwotnie były częścią dyplomu magisterskiego, który Anna Maria Brandys zrealizowała w 2011 roku. Pracując nad cyklem „Żyj (sz)Matko!”, artystka nałożyła na nie nową warstwę, którą wykonała w formie patchworku z elementów tkaniny. Jako materiału użyła dziecięcych ubrań jej córek.

Mam poczucie, że żyjemy w nadmiarze. Ciuchów dziecięcych jest bardzo dużo. Tak naprawdę większość z nich jest w bardzo dobrym stanie. Oczywiście – nie wszystkie. I właśnie z takich zniszczonych, podziurawionych, brudnych, poplamionych po BLW [„Bobas lubi wybór”] ciuchów dziewczyn powstały te obiekty. Były to jednocześnie nasze ulubione bodziaki [body dla dzieci], sukieneczki, spodnie. Chciałam, żeby zostały – żeby w mojej pamięci wciąż było miejsce na wspomnienia związane z byciem mamą małych dzieci.

Tak powstałe formy zostały następnie pokryte przez Brandys kolejną, tekstową warstwą, przywołując serię „niechcianych” interakcji, polegających na byciu krytykowaną w przestrzeni publicznej:

Jednocześnie naniosłam na te ciuszki, fragmenty, skrawki hafty, które odnoszą się do trudnych doświadczeń. Najczęściej są to doświadczenia, w których ktoś z jakiegoś powodu poddawał mnie ocenie.

Nie chcę wnikać i opowiadać o każdej z tych form osobno. Przytoczę tylko jedną historię, która miała miejsce niedawno i jeszcze nie doczekała się realizacji w formie obiektu (ale myślę, że to się zmieni, bo chciałabym ten projekt kontynuować). Mianowicie tydzień temu, gdy zaczęły się minusowe temperatury i szłam z córkami do lekarza, dwie mijające nas panie raczyły to dość głośno, deprymująco skomentować: „Co to za pomysł, żeby spacerować z dziećmi w taką pogodę? Jest przecież niemiłosierny mróz”. Niby była to błahostka i nic wielkiego, ale dosyć mocno mnie to uderzyło. Te panie nie wiedziały przecież, że idziemy do lekarza, ale z jakiegoś powodu i tak poczuły się uprawnione do tego, żeby mnie oceniać.

Wśród różnego rodzaju wyszytych tekstów, można odczytać na przykład: „To ja cię zabiorę, jeśli nie chcesz z mamą iść”, „izolacja w ich chorobie nie służy mojej osobie…”, „elegancka pani w piekarni”, „schematy”, „spacerologia”, „chciałam nie dawać cukru”, „tylko słodkie wspomnienia”, „Swoje woziłam w wózku jak dama, nie nosiłam jak Afrykanka”, „NVC vs żyćko”, „dziewczynki latają wysoko”. Zwraca uwagę to, że nie wszystkie cytaty są jednoznacznie pejoratywne, wymagając ze strony odbiorcy czasem dość daleko idącej twórczej interpretacji i rozwinięcia hasła w pełną opowieść czy obraz, scenkę rodzajową z blasków i udręk macierzyństwa. W tekstowym palimpseście sąsiadują one przy tym z fragmentami fabrycznych nadruków, takimi jak „My Little Pony”, „I AM (…) # CENT (…) DADDY”, którym Brandys, akcentując ich masowy charakter, niejako i przywróciła „osobliwość”. A wspomnianą już niechcianą, nieżyczliwą krytykę artystka podsumowuje następująco:

Mam poczucie, że w macierzyństwie, w rodzicielstwie ogólnie – bo podejrzewam, że nie dotyczy to tylko kobiet (ale mogę mówić o tym tylko z własnej, kobiecej perspektywy) – bardzo dużo jest porównywania i oceniania. Chciałabym, żeby „Żyj (sz)Matko!” było formą buntu, sprzeciwem wobec takiego traktowania siebie wzajemnie. (…)

Jako rodzice nie potrzebujemy ciągłego oceniania. Bardziej potrzebujemy przestrzeni, by móc się rozwijać, tworzyć i robić to, co kochamy; to, co jest dla nas ważne. Tym samym – uczyć nasze dzieci tych dobrych wartości. (…)

Oczywiście – moje córki nie będą pamiętały tych trudnych dla mnie przeżyć. Ale każdy z nas ma jakąś historię do opowiedzenia. Chciałabym, żebyśmy kiedyś, kiedy będzie możliwość się spotkać w szerszym gronie, mogli wymieniać więcej tych pozytywnych doświadczeń, tego okazywania sobie wsparcia, zrozumienia. A mniej było wśród tych historii było takich związanych z ocenianiem czy z krytyką ze strony innych.

Brandys, chociaż często sięga po druty i dzierga, haft wybrała nieprzypadkowo. Chciała znaleźć odpowiedni do podjętego tematu środek wyrazu artystycznego, który pozwoli jej oddać, przetworzyć i przepracować te trudne doświadczenia, z którymi mierzy się jako matka (w momencie otwarcia wystawy – od niecałych sześciu lat).

Lekturą, która wpłynęła na charakter projektu „Żyj (sz)Matko!”, była dla artystki książka Karoliny Lewestam „Pasterze smoków. Rodzice kontra świat”. Na jej końcu trafiła na stworzoną przez autorkę listę pozytywnych momentów w macierzyństwie, którą komentuje tak:

W oficjalnej rozmowie na temat rodzicielstwa jest mnóstwo narzekania – że jest to męka, udręka, [haseł w rodzaju] „…żebyś cudze dzieci chował”, „Zobaczysz, jak sam będziesz rodzicem”. A przecież rodzicielstwo naprawdę jest piękne. Mam nadzieję, że to, co współtworzę z córkami, jest opowieścią na ten temat: afirmacją mojego macierzyństwa i doświadczenia. Opowieścią o tym, że my jako mamy – oprócz tego, że podlegamy krytyce innych ludzi i choć trudno się tym nie przejmować, to fajnie by było [tak zrobić] – jednocześnie stanowimy dla siebie wsparcie.

Gdy Brandys była jeszcze w ciąży, dostawała od swoich koleżanek dużo ubrań. Z jedną z nich żartowała, że przerzucając worki z ubrankami z używaną odzieżą nadają nowe znaczenie wyrażeniu „lewacka szmata”:

Mam poczucie, że dzieląc się tym robimy coś dobrego – nie tylko w kontekście finansowym; tym, że pozwala nam to oszczędzić środki. Zwracamy także uwagę na problem produkcji ubrań. Przemysł tekstylny generuje bardzo dużo zanieczyszczeń. Im mniej nowej odzieży kupujemy i im więcej korzystamy z odzieży, która już została wyprodukowana, tym lepiej dla naszej planety.

Nie mogę się łudzić, że korzystając z używanej odzieży dziecięcej zmienię świat, zlikwiduję kryzys klimatyczny. Mam świadomość, że [takie działanie] to kropla w morzu. Ale jednocześnie daje mi to siłę, sprawstwo i jest to dla mnie ważne.

Kolejną z inspiracji dla „Żyj (sz)Matko!” był zrealizowany w czasie pandemii projekt „Moja matka moja córka” (Agnieszka Bartak-Lisikiewicz i Magdalena Ujma, Moja matka moja córka, Tarnów 2022), zawierający rozmowy z różnymi artystkami w kontekście ich relacji z córkami.

Jak relacje te ciekawie ujmuje Karolina Lewestam w „Pasterze smoków. Rodzice kontra świat”:

Paradygmatycznym obrazem bycia w rodzinie było dla mnie przesiadywanie w jednej z kuchni, w których moja mama i stała grupa moich przyszywanych cioć wymieniały się nabytymi w lumpeksach ubraniami, narzekały na swoich mężów i opowiadały o ciężkich przeżyciach porodowych. Byłam dopuszczana do tych kobiecych rozmów jako potencjalna kobieta, kobieta in the making, i jako publiczność, która nadawała ich byciu razem międzypokoleniowej istotności. Wiedziałam dzięki nim, jak rozmawiać z dziewczynką, jak być dorosłą kobietą przy córce[2].


„Żyj (sz)Matko!”
Anna Maria Brandys

20.01. – 10.02.2023
Galeria Jak
ul. Św. Marcin 37, Poznań

Wystawa została realizowana ze środków Miasta Poznania w ramach Stypendium Twórczego Miasta Poznania


[1]     Te i inne wypowiedzi artystki pochodzą z materiału wideo „Zapraszam serdecznie do zapoznania się na żywo z efektami mojego projektu stypendialnego…”, 5 stycznia 2023, https://www.facebook.com/100009664006298/videos/728769275566883/

[2]     Karolina Lewestam, Pasterze smoków. Rodzice kontra świat, Wydawnictwo Czarne 2022.

Zobacz także:

Niezwykła opowieść – o kobiecie czy o psie?

Sonia Rammer przenosi nas w otchłań zimnej Grenlandii zamykając ją w kilku ruchomych, wielkoformatowych kadrach, widniejących na ścianach Galerii Nowej Sceny UAP. Autorka w swoich fotografiach i zapisach wideo ukazuje jak zatraca i zarówno zyskuje swoją nową...

Siła inercji – wystawa Zdolni, ale leniwi

Istnieje wiele anglojęzycznych poradników, których tytuły zaczynają się od hasła „Lazy Man’s Guide”. W tym zwrocie autor i wydawca zawierają obietnicę, że dostarczą nam zestawu wskazówek dających się...