„Import / Eksport”, temat tegorocznego konkursu organizowanego w ramach 14. Biennale Grafiki Artystycznej Poznań 2025, odnosi się do przejawów kolonializmu kulturowego i sposobów wyjścia z utrwalanego wciąż układu.
Podział na „centrum” (kraje rozwinięte), peryferie (kraje zapóźnione) oraz półperyferie (kraje doganiające centrum) jest wygodny dla tych, którzy dokonują ekspansji nie tylko ekonomicznej, lecz także kulturowej. W tekście kuratorskim profesor Maciej Kurak pokazuje inną ścieżkę: zamiast tkwić w poczuciu niższości wobec państw dominujących, można przyjąć ideę polskiego historyka sztuki Piotra Piotrowskiego i spojrzeć na twórczość różnych ośrodków z perspektywy horyzontalnej jako na złożoną i niehierarchiczną. Do idei tych odnieśli się artyści z całego globu (na finałową wystawę wybrano 77 z 917 nadesłanych prac). Mamy tu bezpośrednie nawiązania do konsumpcji i jej skutków, kwestie tożsamości, epizody biograficzne, wizualne refleksje nad doświadczeniami ciała, relacji z przyrodą, rozmaite rekonstrukcje i destrukcje, nadzieje transformacyjne. Obok prób odsłaniania istniejącego rozpadu, nierówności i ograniczeń wynikających z narzuconych standardów, pojawiają się także twórcze bunty, ciche rewolucje i szukanie przestrzeni wolnej od standaryzacji.






Czas
„Zmarnuj swój czas” Goyena Chena (Tajwan) w syntetycznej formie przedstawia traktowanie czasu w kapitalizmie jako jednocześnie produktu i odpadu. Klepsydra, w której wykorzystano worek na śmieci, zdaje się przypominać, że zabrano nam czas, wpisując go w ramy produktywności i nieproduktywności. Zaczęło się dawno temu od diabelskiego pomysłu mierzenia czasu, a kończy na nieludzkim modelu wydajności 24/7. W tym kontekście znaczenie tytułu nie jest oczywiste i pozostawia interpretację odbiorcy: może to ironiczny komentarz do kapitalistycznego wezwania, by poświęcić się na rzecz zysku, a wówczas odpadem byłby czas wolny od produkcji? Ale można to czytać również jako zaproszenie do wyjścia z zamkniętego obiegu „przetwarzania” czasu i kategoryczne „zmarnuj” jest zachętą do buntu, uwolnienia czasu.
„Wiadomość II” Katarzyny Tereszkiewicz (Polska) to ekspresja ulotności świata, w którym przyszło nam żyć. Nałożone na siebie niewyraźny bilet, zamazany obraz peronu i pociągu i nieczytelne litery, coś jakby ślady palców na ekranie telefonu – wszystko to stwarza nastrój chwilowości, samotności w czasie, jego coraz większej płynności w ponowoczesnym świecie.
Z płynnością mamy także do czynienia w „Zegarze wodnym” Zhenhao Ou (Chiny), tyle że tutaj owa płynność oddaje nielinearny charakter czasu, rozlewającego się niczym plama. W obrazie tym mogę się zanurzyć jak w prawdziwym żywiole wody, gdzie czas jest przeżywany jako doświadczenie tu i teraz, niemierzalny i przez to niejako „wolnościowy”.
Z piętra galerii spływa na schody „Duch wody” (ANUnaran Jargalsaikhan / Mongolia), odbity na długim pasie tkaniny ślad-strumień, którego forma (także dzięki takiemu umieszczeniu w przestrzeni wystawy) oddaje procesualność czasu i staje się zaproszeniem do poddania się odświeżającemu działaniu tego żywiołu. Nie bez znaczenia jest tu słowo „duch”, przywracające metafizyczny wymiar temu, co wyzyskujemy w służbie akumulacji kapitału: zarówno wodzie, jak i czasowi. Obcowanie z materiałem, na którym wykonana jest praca (tkanina z jedwabiu i siatki) zachęca mnie do nawiązania wrażliwej relacji z żywiołami i niematerialnym, ulotnym wymiarem czasu.
Miejsce
Gra z formą opuszczonego budynku hotelu Sudety w Wałbrzychu („Sudety”, Vinicius Libardoni / Brazylia / Włochy, Grand Prix) pozwala na refleksję nad tym, że powstający produkt szybko staje się odpadem, raną w tkance miasta, opuszczoną ruiną. Wizualne zestawienia zdjęć tworzące nową harmonię wizualną pokazuje, w jaki sposób możemy „leczyć” owe rany, zmieniając myślenie o wyeksploatowanym miejscu.
Podobną wymowę zdaje się mieć praca Zofii Balbierz „Kolorowe plamy komunikacyjne” (Polska / II nagroda) grająca z określeniem Biała Plama Komunikacyjna i nawiązująca bezpośrednio do sytuacji peryferii. Opuszczone przystanki autobusowe zyskują nowy wymiar wizualny, działający na wyobraźnię: poprzez wpisanie w ich szare formy barwnych figur geometrycznych zdają się nabierać ważności, peryferie „komunikują” o swoim istnieniu.









Elisa Dimitrova (Bułgaria) w „Rytmie miasta” przedstawia nie tyle tkankę miejską, co jej emocjonalne doświadczenie: w moim odczuciu formy geometryczne na jej obrazach (sucha igła) nie porządkują struktury urbanistycznej, ale wprowadzają chaos wzbudzający poczucie przytłoczenia i dezorientacji. To miasto narzucające swoje formy w sposób arbitralny, nieliczący się z potrzebami mieszkańców: nie wprowadza ładu w przestrzeń, ale tę przestrzeń zawłaszcza, czyniąc ją klaustrofobiczną, zagrażającą. Gry świateł i cieni budują obraz bliski temu z ekspresjonistycznego filmu w reżyserii Fritza Langa „Metropolis” (1927). Rytm miasta czytam jako groteskę, tutaj to raczej miejska arytmia.
W projekcie Marcina Lorenca (Polska, I nagroda) widzimy, jak miejsce może stać się kategorią mentalną. „Rysunki pisane” wykonane zostały przy pomocy risografu i maszyny do pisania i złożone w książkę wykonaną z papieru czerpanego. Niecodzienność tego przedsięwzięcia polega na zestawieniach nazw geograficznych, każdorazowo połączonych w grupy jakimś – często nie pozbawionym humoru – skojarzeniem oraz ich graficznym przedstawieniem. Powstają w ten sposób zupełnie nowe mapy. I tak np. Mściwuje, Wojnowice, Zbrojewsko czy Wygrane stoją po jednej stronie zasieków, a po drugiej: Oddziały, Poręba, Walkowice i Ruszenice. A spoiwem Świerków, Sosnowca, Jodłowca i Modrzewca jest abstrakcyjny iglasty las. Ten sposób artystycznej rekonstrukcji map świetnie odpowiada na tematyczne zadanie konkursowe: świat da się rysować inaczej niż narysowali go politycy.
Przedstawiająca Mongolię Wewnętrzną (autonomiczny region Chin) „Dziecięca piosenka z Ergun” (Guanchu Zhu / Chiny) używa języka symbolicznego w obrazie przypominającym naskalne rysunki. Chociaż prawdopodobnie z tej symboliki, bardziej czytelnej dla mieszkańców tego odległego kraju, wiele nam umyka, to jednak obraz daje się interpretować również w sposób uniwersalny. Wśród przedstawień zwierząt i mongolskich jurt pojawia się szyb naftowy, traktor i tajemnicze czarne figury geometryczne, które czytam jako ingerencję państwa i agresywnej industrializacji w tkankę nomadycznej, zanikającej kultury. Nie wiem nic o tytułowej piosence, ale z pewnością straciła ona już swój pierwotny wydźwięk.
Ciało/tożsamość
Patryk Brzezicki (Polska) w „Re:Produkcji” (druk offsetowy) odzwierciedla coraz bardziej dominujące zjawisko standaryzacji, będące już nie tylko zasadą obowiązującą w aktywności zawodowej, ale dotykające również istoty tożsamości. Przedstawienie powielonych kopii ludzkiej sylwetki, bez żadnych cech wyróżniających (jak z nałożonych na siebie fotograficznych negatywów) niweluje odczucie niepowtarzalności jednostki. To ludzie bez twarzy, tożsamości, którzy równie dobrze mogliby być wygenerowani przez sztuczną inteligencję. Nie bez powodu w tytule odnajdujemy „Re:” oznaczenie z poczty cyfrowej, które może odnosić się do wielokrotnych replikacji. Ale „Re:” znaczy także „odpowiedz”. Tak właśnie chciałabym czytać ten dystopijny obraz: nie pozostajemy całkowicie bezbronni wobec standaryzacji i unifikacji. Możemy odpowiedzieć na ten proces. A świadoma odpowiedź czyni nas autonomicznymi osobami.
Posłuszeństwo, wymuszane systemem kar w procesie edukacji i wychowania jest tematem „Pisemnych powtórzeń” Marii Eross (Rumunia). Wypisane tuszem na papierze powtarzalne zdania, które kiedyś (czy na pewno kiedyś?) stanowiły typową szkolną karę, są świadectwem nie tylko cierpienia osoby poddanej torturze (słowo „tortura” jest zresztą na tym obrazie rozpoznawalne). Praca skłania do zastanowienia się nad skutecznością takiego stylu wychowania. Jaką jednostkę produkuje owo „narzędzie” dyscyplinowania, które zakłada wychowanie przez uległe, bezmyślne wykonywanie nakazanych czynności? Przypomina mi się film „Lekcja niemieckiego” (reż. Christian Schwochow, prod. Niemcy), w którym nastolatek, syn nazistowskiego policjanta dostaje lekcje okrucieństwa mające mu wpoić wyższość obowiązku nad ludzkimi odruchami. Owa „lekcja” prowadzi do wyhodowania człowieka gotowego na przemoc w imię obowiązku.
Poruszyły mnie portrety (wykonane ściegiem siatkowym na szydełku i wydrukowane) Laury Laviv (Węgry) „Rozika – Maya” i „Syn Adama lub Syn Człowieczy”. Prace artystki są „tkaniem” pamięci o przodkach, migrujących z powodu prześladowań. Dla mnie ten szydełkowy ścieg w sposób uniwersalny odzwierciedla potrzebę splatania, łączenia wątków biograficznych, szukania ciągłości pomiędzy fragmentami „porwanego” życia, którego spójny obraz można uzyskać poprzez emocjonalną pracę nad przeszłością, „wszycie” jej niejako w swoje obecne miejsce w historii pokoleń.
„Napięcie” Karoliny Piotrowskiej (Polska, wyróżnienie) to bezpośrednia ekspresja „pamięci” ciała, które, będąc w stanie permanentnego napięcia, normalizuje ów fizyczny stres i czyni je niejako „zamknięte” na zmianę. To zamknięcie zostało oddane poprzez umieszczenie wydruku w drewnianym pudełku. Dwie symboliczne pozycje (badanie pulsu i zwinięcie ciała z dłońmi na karku) wpływają bezpośrednio na patrzącego, przenosząc na niego odczucie napięcia.
Radość wzbudziła we mnie książka artystyczna „Przyjemność porażki” Małgorzaty Gazdy (Polska, III nagroda), którą nazwałam dla siebie cichą rebelią. To w pewnym sensie antyteza sytuacji z omówionej wyżej pracy „Pisemne powtórzenia”. Presja odnoszenia sukcesu zostaje tu odrzucona na rzecz dialogu wewnętrznego, w trakcie którego ujawnia się konflikt pomiędzy oczekiwaniem otoczenia, by być produktywnym i świetnym a odczuwaniem przyjemności i poczuciem spójności z sobą samym. Etapem transformacyjnym staje się bycie w stanie nie-działania, nie-osiągania pozwalającym odzyskać dla siebie ciało i wyjść poza narzucone schematy, co w rezultacie otwiera na zupełnie nowy kontekst tworzenia. Komiksowa forma przypomina mi rysunki z zeszytów szkolnych, kiedy to opresyjna rzeczywistość edukacyjna skłaniała do wyłączenia się, szukania drobnych przyjemności, odnajdywania siebie w bazgrołach jako formie cichego buntu.
Horyzontalne wędrówki odbiorcy sztuki
Dużą przyjemność sprawiła mi wędrówka po ekspozycji nie według jakiegoś klucza, ale w wolności percepcyjnej – zachęciła mnie do tego kuratorska idea „wyjścia poza centrum”. Jako odbiorczyni pozwoliłam sobie zatem pójść szlakiem nie-eksperckim, peryferiami, cyrkularnie lub przypadkowo, dać się przyciągać różnym pracom niezależnie od pochodzenia ich twórców oraz od przyznanych im nagród i wyróżnień. Włóczenie się, gubienie drogi, powracanie w miejsca, gdzie się już było, nagłe olśnienia tym, co wydawało się niejasne, zachwyty małym i niewyraźnym, odkrywanie własnych znaczeń: to była „wędrówka horyzontalna”, wolność odbiorcy, który nie musi przejmować się tym, jaką ważność poszczególnym pracom nadali inni. Doświadczenie odświeżające. A zamiast dokonywać ocen, czy coś jest dobre, czy gorsze – trwałam w zatrzymaniu, zadziwieniu, pogrążona w tym rodzaju niewiedzy, który pozwala od siebie samej dowiedzieć się najwięcej. Narysować nową mapę sztuki, która nie ma granic. I nie musi być narysowana w taki sposób raz na zawsze.
14. Biennale Grafiki Artystycznej „Import/Eksport” Poznań 2025
Galeria Miejska Arsenał, wystawa pokonkursowa
4 – 27 kwietnia 2025
grafikaart.pl