Wywiad – do tej pory nieopublikowany w całości – został przeprowadzony 29 sierpnia 2019 roku na potrzeby zbierania materiałów do tekstu zbiorowego, prezentującego doświadczenia siedmiu absolwentów malarstwa na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu. Do artykułu „Królik w śnieżycy”, który ukazał się w miesięczniku „IKS” nr 10/2019, trafiły trzy skrócone wypowiedzi Dawida Marszewskiego. Artysta zmarł w 2020 roku.
Marek S. Bochniarz: Kiedy zaczął Pan studiować malarstwo na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu?
Dawid Marszewski: W 2011 roku.
Dlaczego zdecydował się Pan na takie studia?
Odkąd sięgam pamięcią działania artystyczne były mi bardzo bliskie. Poszukiwałem różnych dróg. Od dzieciństwa uczęszczałem do kółek plastycznych. Chodziłem też do szkoły muzycznej i działałem w teatrze młodzieżowym. Potem, w liceum plastycznym, „zaraziłem się” sztuką, malarstwem… Nauczyłem się w ten sposób patrzeć na świat. Myślę, że wybór studiów był konsekwencją wcześniej podjętych decyzji – tych mniej lub bardziej świadomych.
Chciałem też, aby w moim życiu było coś artystycznego. Nie do końca jednak wiedziałem, jak sprecyzować swoje zainteresowania i jaki kierunek wybrać. Było to spowodowane tym, że początek moich działań był bardzo szeroki. Po liceum plastycznym wybór padł na Poznań, bo ta uczelnia najbardziej mi się spodobała pod względem założeń i tego, co widziałem na fotografiach dokumentujących różne wydarzenia. Zastanawiając się nad kierunkiem, myślałem o scenografii, malarstwie, grafice. Ale ostatecznie wybór padł na malarstwo. Nie do końca wiedziałem dlaczego. Bardziej zaufałem swojej intuicji i spontanicznemu wyborowi. Dziś widzę, że dobrze było zawierzyć tej intuicji.
Jakie miał Pan oczekiwania wobec studiów – i czy studiowanie malarstwa te oczekiwania spełniły?
Na pewno każdy wchodzi w nowe doświadczenie z pewnymi oczekiwaniami. Aczkolwiek to, czego ja doświadczyłem na studiach, przerosło moje oczekiwania. Przede wszystkim otworzyło moją świadomość i patrzenie na sztukę. Zacząłem poznawać i siebie, i świat. Co ciekawe – na początku musiałem trochę się przełamać i wyjść ze schematów, wyobrażeń na temat studiowania malarstwa, czy ogólnie pojętej sztuki.
Czy było to wyobrażenia wzięte z liceum plastycznego? Miał Pan poczucie, że na tamtym etapie podlegał Pan staromodnej edukacji?
Nie. Z perspektywy czasu bardzo doceniam uczenie się podstaw. Było to dla mnie cenne doświadczenie, z którego do tej pory korzystam. Z kolei na uniwersytecie zaskoczył mnie sposób nauczania i patrzenia na sztukę. Ważne było dla mnie również indywidualne podejście do studenta.
Kto Pana wtedy uczył? I kim były osoby, które coś ważnego w tym czasie Panu przekazały?
Przez lata studiów uczyłem się w pracowni prof. Janusza Marciniaka. Myślę, że ta osoba była najważniejsza w mojej edukacji. Bo to przy tym profesorze poznawałem, czym jest malarstwo. Na uczelni poznańskiej – i jest to rzeczą od dość dawna ją wyróżniającą – w czasie studiów jest możliwość wyboru pracowni z innych wydziałów [tzw. pracowni wolnego wyboru]. Każdy student może korzystać z pracowni na całej uczelni. Na początku wybrałem Pracownię Działań Przestrzennych prof. Jana Berdyszaka i Marcina Berdyszaka. Doświadczenie z niej wyniesione było bardzo cenne. Istotną osobą był również prof. Rafał Jakubowicz, który prowadzi Pracownię Sztuki w Przestrzeni Społecznej.
Chciałbym też wspomnieć o teoretykach wykładających na uczelni. Ważne było dla mnie spotkanie z osobami, które z kolei od tej drugiej strony – historii sztuki, zagadnień artystycznych przekazywanych teoretycznie – także zostawiły mocny ślad w tym, co teraz robię. Wśród nich była Marta Smolińska.
Czy ma Pan poczucie, że gdyby nie miał Pan dostępu do różnych pracowni – i miał tylko możliwość „sztywnego” kształcenia się z malarstwa – to w Pana przypadku niekoniecznie by się to sprawdziło? Bo – jak sam Pan wspomniał – zastanawiał się nad podjęciem różnych kierunków.
Nie wiem, czy by się sprawdziło. Nie wiem, jak by wyglądała moja twórczość i w jakim miejscu bym się znajdował obecnie, gdyby te wybory były inne. Nie chcę wartościować i zastanawiać się, jak by mogło być. Z perspektywy czasu widzę, że podjęte wtedy wybory ukształtowały mnie – i kształtują cały czas jako artystę.
A czego w sumie oczekiwał Pan po studiowaniu w Poznaniu? Czy patrzył Pan pragmatycznie i chciał, by studia nauczyły Pana „fachu”, poprawiły poziom rzemiosła, czy chodziło o coś innego?
Dość szybko zorientowałem się, że w studiowaniu malarstwa bardzo wiele rzeczy – jeśli prawie że nie wszystko – zależy ode mnie. I to ja wpływam na mój rozwój. Cała kadra pedagogiczna i dydaktyczna jest otwarta na pomoc i można czerpać wsparcie ze strony profesorów. Ale to ja muszę wiedzieć, czego chcę. A może nie tyle nawet wiedzieć, czego chcę – tylko to ja decyduję o tym, jak to będzie wyglądało. Studiowanie to czas na eksperymentowanie, doświadczenie czegoś nowego. Ważne, żeby ten czas jak najlepiej wykorzystać.
Pracuje Pan na uczelni jako asystent w pracowni profesora, który Pana uczył?
Tak – u profesora Marciniaka.
Czy powiedział Panu, dlaczego wybrał właśnie Pana na asystenta?
Myślę, że trzeba by profesora zapytać [śmiech].
Czy asystentami zostają „najlepsi uczniowie”? Czy czuł się Pan kimś właśnie takim?
Nie wiem. Z mojej perspektywy mogę powiedzieć, że znalazłem płaszczyznę porozumienia i komunikacji. Z rozmów z profesorem wiedziałem, że rozumie to, co robię. Ale nie wiem, dlaczego mnie wybrał.
Kto uczy się w XII Pracowni Malarstwa?
W każdej pracowni na Wydziale Malarstwa oprócz studentów z kierunku malarstwo studiują osoby z innych wydziałów. Na większości wydziałów malarstwo jest przedmiotem obowiązkowym – przynajmniej na pierwszym roku studiów.
Była to dla mnie bardzo ciekawa sytuacja jako studenta, a teraz jako asystenta – bo na dane zagadnienie dostajemy odpowiedź od osób o różnych obszarach zainteresowań. Student malarstwa będzie inaczej myślał niż student architektury. Stąd staramy się, aby studenci wykorzystywali swoje zainteresowania – to, na jakim kierunku się kształcą i narzędzia, które tam zdobywają.
Czyli odzwierciedla to traktowanie malarstwa jako przedmiotu uzupełniającego?
Tak. Rysunek i malarstwo są bazą myślenia plastycznego i podstawą dydaktyki artystycznej.
Szukając informacje o pracowniach, natrafiłem na krótkie opisy, ich ‘statementy’. Jak jak Pan by określił to, co charakteryzuje XII Pracownię Malarstwa?
Każda pracownia ma swój program, założenia i tematy, które są realizowane ze studentami. Można je znaleźć na stronie internetowej i zapoznać się z dokumentacją fotograficzną prac studentów. Myślę, że najcenniejsza jest wystawa końcoworoczna, na której każdy może obejrzeć prace zrealizowane na poszczególnych pracowniach.
W XII Pracowni Malarstwa proponujemy studentom listę tematów, na której oczekujemy odpowiedzi plastycznej – począwszy od prostych, kompozycyjnych zagadnień, gdy student dopiero wchodzi w myślenie o malarstwie, przez tematy, które można by określić jako zaangażowane społecznie. Poruszamy na przykład tematykę pamięci. W zeszłym roku [2018] podjęliśmy problematykę choroby, a wcześniej kwestię uchodźców. Zastanawialiśmy się również nad losem synagogi poznańskiej. Myślę, że podejmowanie takich tematów jest jedną z rzeczy wyróżniających tę pracownię. Uważam, że sztuka może być odpowiedzią na to, co dzieje się w świecie.
Czyli – w dziele ma się przejawiać myślenie o świecie.
Tak. Chodzi też o to, jak świat może wpływać na naszą sztukę. A to, że w pracowni proponujemy tematy do realizacji, przygotowuje studenta do przyszłej pracy zarobkowej i zawodowej. Chodzi o sytuacje, gdy artysta otrzymuje zlecenie na wykonanie konkretnego zamówienia i ma odpowiedzieć na dany temat. Po zebraniu doświadczenia na studiach łatwiej jest potem realizować takie zadania.
A jak u Pana to wygląda? Czy edukacja na uczelni jest u Pana podstawą zarobkową, a tworzenie prac malarskich – dodatkiem?
Tak, jest to dla mnie podstawa. Tego przeskoku doświadczyłem szczególnie po studiach. Sytuacja finansowa u każdego inaczej wygląda. Dla mnie uczelnia jest podstawą, a to, co udaje mi się zdobyć przez pracę, sztukę – traktuję jako dodatek.
Czy poza pracą pedagogiczną w pracowni, wątek społeczny również jest dla Pana istotny jako artysty? Pytam choćby w kontekście Pana muralu termo na spacerniaku w zakładzie karnym w Poznaniu przy ul. Młyńskiej, który odczytuję jako wsparcie dla osób osadzonych.
Tak – wątek społeczny jest ważny w mojej twórczości. Traktuję malarstwo jako formę reakcji – odpowiedzi na to, co dzieje się w świecie. Praca na spacerniaku na ul. Młyńskiej była jedną z prac zrealizowanych przeze mnie w trakcie studiów w Pracowni Malarstwa w Architekturze i Urbanistyce, zajmującej się muralem i witrażem. Zrobiłem ją we współpracy z aresztem śledczym. Pracę poprzedzały konsultacje. Patrzyłem również, jakie jest to miejsce. W tym czasie część spacerniaków stała się już obiektem interwencji i została pomalowana.
Moje działanie miało charakter partycypacyjny. Była to dla mnie ważna praca pod względem podejścia społecznego w sztuce. Wynikała po części z poszukiwania miejsca, w którym można coś zrobić. Spacerniak charakteryzuje to, że posiada swój kontekst i symbolikę. To miejsce, w którym nie można namalować rzeczy zupełnie dowolnej. Trzeba do niego podejść odpowiedzialnie. Ta praca miała wpływ na moje dalsze działania.
Czy poszedł Pan do Pracowni Malarstwa w Architekturze i Urbanistyce, bo zależało Panu na tworzeniu prac w przestrzeni publicznej?
Wynikało to wówczas raczej z ciekawości. Chciałem zdobyć nowe umiejętności i doświadczenia. Pracownia dysponuje świetnym sprzętem do wypalania szkła, a osoby ją prowadzące posiadają fachową wiedzę o tym, jak zrobić witraż, czy jakich farb użyć w przestrzeni miejskiej, aby po chwili nie uległy degradacji.
W jakich jeszcze pracowniach uczył się Pan w trakcie studiów na Uniwersytecie Artystycznym?
Powróciłem do mojej pierwszej intuicji, gdy myślałem o wyborze kierunku – i poszedłem do Pracowni Zjawisk Teatralnych prowadzonej przez prof. Tetlaka. Można się w niej było zajmować działaniami teatralnymi, scenograficznymi.
Po co studiować dziś malarstwo? Po przeprowadzeniu wielu rozmów zauważyłem, że zainteresowanie malarstwem zmalało. Kiedyś – dajmy na to około 2000 roku – było znacznie większe, na etapie egzaminów bardzo wiele osób walczyło o przyjęcie, a studia miały charakter „elitarny”.
W ostatnich dwóch-trzech latach zauważyliśmy jednak ponowną tendencję wzrostową. Rośnie liczba osób, które decydują się zdawać na wydział malarstwa. To tendencja ogólnie zauważalna w świecie sztuki. Coraz więcej pojawia się wystaw, pokazujących powrót do tradycyjnych technik – malarstwa czy rzeźby.
W latach 80. czy choćby i wcześniej wielokrotnie wieszczono śmierć malarstwa. Popularyzowała się wtedy fotografia, wkroczyło wideo i nowe media. Mówiono więc, że malarstwo umarło i nie ma już sensu go uprawiać. Potem okazywało się jednak, że jest wciąż żywe. Głoszenie jego śmierci pomagało na nowo zdefiniować, czym ono jest i jaka jest jego rola. Można to poniekąd potraktować jako odpowiedź na pytanie, po co studiować malarstwo. Myślę jednak, że pytanie „po co” nie do końca zdaje tutaj egzamin.
To jak zmieniłby Pan formę tego pytania? Na „jak studiować malarstwo”?
Uważam, że studiowanie malarstwa to nie tylko uczenie się rzemiosła i fachu, czy koncentrowanie się na samym obrazie. Malarstwo, sztuka to również forma myślenia o świecie, doświadczania go; patrzenia na to, co dzieje się w rzeczywistości dookoła nas. Z jednej strony mówimy o studiowaniu malarstwa, a z drugiej jest to również sposób na wchodzenie w głąb siebie i lepsze poznawanie się. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że warto pójść za swoją intuicją i marzeniami – dążąc do celu, który pojawia się na naszej drodze.
Co powoduje, że nadal broni się stereotypowe myślenie o malarstwie jako głównie prostokątnym płótnie pokrytym pigmentami? Czy powodem jest funkcjonowanie rynku sztuki i to, że właśnie takie prace będą chcieli kupić ludzie? A myśląc praktycznie uznamy, że lepiej tworzyć obiekty, które da się umieścić w różnych przestrzeniach?
Myślę, że ludzie są również ciekawi różnych eksperymentów i czegoś nowego. Dzisiaj „malarstwem” możemy nazwać bardzo wiele rzeczy – w tym i to, co wcale nie wygląda jak dwuwymiarowy obraz. Mówimy wówczas, że coś – na przykład film czy rzeźba – są „malarskie”. Obraz – jak już wielokrotnie to robił – również może przekraczać swoje granice.
W czasie studiowania rzecz jasna pojawiają się pytania „czym jest obraz?”, „czym jest malarstwo?”. Bo skoro się tym zajmujemy, to zastanawiamy się, co to w ogóle jest. Jedną z odpowiedzi są poszukiwania formalne. Bo nie da się tego wymyślić czy przeczytać. Trzeba eksperymentować, a dopiero później podejmować pewne decyzje. I zdecydować, czy wracamy do dwuwymiarowego, prostokątnego bądź kwadratowego obrazu, czy jednak wchodzimy w inny wymiar.
Czy Pan sam obecnie zajmuje się właśnie takimi technikami mieszanymi, czy dalej sięga również i po tradycyjnie pojęte malarstwo?
Podstawą pozostaje dla mnie malarstwo, myślenie obrazem, kolorem, formą. Ostatnio dużo pracuję nad cyklami malarskimi. A jeśli jest taka potrzeba czy pojawia się pomysł – to realizuję instalację czy wideo. Obecnie przygotowuję realizację w przestrzeni publicznej w Lublinie w ramach festiwalu Open City.